Okres wakacyjny dzięki słońcu i wyższej temperaturze rokrocznie skłania nas, aby odziać się w szaty tkwiące dobre kilka miesięcy w ślepym zaułku naszej garderoby. To czas kiedy wskrzeszamy na nowo nieprzemijające (whyyy??) modowe trendy poczynając od azjatyckiej klasyki (klapki – japonki), Cejrowskich koszul – bahamek, kończąc na estetycznej synergii łączącej Krystle Carrington i Niki Minaj.
Pomijając, że to także czas bezwzględnej weryfikacji naszej turbo – rygorystycznej jesienno-zimowej diety, łączącej niskokaloryczne owoce i bezglutenowe frykasy z (dla równowagi) dwiema weekendowymi pepperoni i eklerkami z Sowy popijanymi butelką prosecco. Jak to mówią – siebie oszukasz – legginsów nigdy.
Okularowe gafy
To głównie letni sezon utwierdza mnie w przekonaniu, że naszą planetę systematycznie odwiedzają okularowi przybysze z odległych galaktyk. Pozornie gatunki obcych zbytnio nie wyróżniają się od ziemskich istot. Do momentu, kiedy na ich nosach nie pojawią się dziwne przedmioty – prawdopodobnie ich narzędzia komunikacji ze statkami – matkami.
Zachowując odrobinę powagi sugeruję abyście nie przechodzili na ciemną stronę mocy, nie dali się uprowadzić i zachowali podstawowe zasady dobrego stylu dotyczące noszenia właściwych (co do miejsca i rodzaju) okularów przeciwsłonecznych i korekcyjnych.
A oto najważniejsze okularowe wtopy ludzkości.
Łączenie stylu „ultramaraton” z casualowym i biznesowym dress – codem
Częstokroć spotykam na swojej drodze oddalone od siebie o milion lat świetlnych zestawienia odzieży i okularów. Mam na myśli niepotrzebne wplatanie w mniej lub bardziej formalny dress code sportowych (najczęściej przeciwsłonecznych i – o zgrozo – opływowych okularowych akcentów), które w mgnieniu oka rujnują nasz wygląd. Dlatego mój przekaz jest prosty. Sportowe okulary przeciwsłoneczne, które na co dzień wykorzystujemy do biegania czy jazdy na rowerze nie są właściwym dodatkiem do koszuli, marynarki, szpilek czy spódnicy. Zachowajmy w tym wypadku wizerunkową spójność i dobry okularowy look, stroniący od sportowej kolorystyki i kształtów. Rozwiązaniem będzie okularowa np. metalowa klasyka, czy ekstrawaganckie modele z tworzywa. Stosownych okularowych propozycji jest naprawdę wiele. Tak, więc jeśli jesteście na biznesowym spotkaniu „na powietrzu” sami wybierzcie czy lepiej zaryzykować zapaleniem spojówek czy wizerunkowym faux pas.
Wielkość i kształt ma znaczenie
Jakiś czas temu wziąłem pod lupę zdjęcia znanych polityków w okularach. Wystarczyło kilka chwil, abym obraził się na każdą partie z osobna i znalazł szkolne okularowe błędy, a to (chyba?) niedopuszczalne na szklanym ekranie. Podstawowe wytyczne wbrew pozorów są proste. Obok doboru oprawy okularowej w zależności od kształtu twarzy (dokładnie opiszę to w kolejnych artykułach), gdzie mówiąc w dużym uproszczeniu, staramy się określić w jakiej oprawce jest nam „dobrze”, a w jakiej nie, istnieją inne ważne kryteria. Są nimi wymiary w płaszczyźnie czołowej i bocznej. Do tych pierwszych należeć będzie odpowiednia szerokość oprawki (która nie wystaje zanadto poza obręb twarzy – nie jest zbyt szeroka, ani nie uciska w skroniach – nie jest zbyt wąska) oraz dopasowanie (ułożenie) oprawy na nosie. Zasada druga dotyczy właściwej długości zauszników. Te za długie będą wystawać poza obręb ucha, a te zbyt krótkie będą zaginały się zbyt wcześnie przed małżowiną uszną. Pomyśleć, że tych kilka prostych parametrów dzieli dobry smak od (wybaczcie) wizerunkowego „fakapu”…
Żółte złoto kontra srebrne dodatki
Traktując okulary jako element biżuterii, co w moim przekonaniu, zwłaszcza u kobiet, nie jest nadużyciem, należy łączyć je z innymi dodatkami w odpowiedni sposób. Co w przypadku oprawek z tzw. tworzywa jest łatwym rozwiązaniem – do czarnych, plastikowych będzie pasował każdy rodzaj biżuterii. W przypadku opraw metalowych (złotych, srebrnych, stalowych) może pojawić się estetyczny dylemat. A szkoły są dwie. Jedna ściśle oddziela kolory i rodzaje kruszców, druga pozwala na pewną dowolność, która wobec różnorodnych odmian (wybarwień) np. elementów złotej biżuterii toleruje łączenie ich ze sobą. Osobiście jestem zwolennikiem konserwatywnego podejścia do kwestii wyrobów jubilerskich w połączeniu z okularami, przynajmniej w zachowaniu spójności (zarówno w kolorze jak i fakturze) głównych jej elementów takich jak okulary, zegarek czy innych dobrze widocznych lub szczególnie wyeksponowanych ozdób.
Epidemia niewidomych w sklepach i restauracjach
Nikogo nie powinno dziwić korzystanie z okularów przeciwsłonecznych podczas słonecznej aury. Po to przecież są. Co jednak jeśli zostają na naszych nosach po wejściu do restauracji, sklepu czy podczas rozmowy z druga osobą? W tym też miejscu należy odwołać się do okularowej etykiety. Oznaką kultury i chęci komunikacji z drugim człowiekiem będzie ściągnięcie okularów z nosa. Koniec i kropka. Dlatego też uważam, że okulary przeciwsłoneczne nie powinny być wykorzystywane w sklepach, restauracjach gdzie kontakt z drugim człowiekiem (sprzedawcą, kelnerem) będzie nieunikniony. Na gwiazdorzenie trzeba sobie zasłużyć. 😉 Co innego jeśli przechadzamy się po dużych przestrzeniach handlowych (galerie, pasaże). To miejsca użyteczności publicznej – tutaj (przynajmniej z mojej strony) pełna tolerancja dla przeciwsłonecznych okularników. Róbta co chceta.
Położyć, ale gdzie?
Idealnym miejscem na nasze okulary (obok oczywiście naszego nosa) jest etui okularowe. Tam patrzałki czują się czysto i bezpiecznie. Gorzej jeśli ponosi nas fantazja (nie uwzględniając naturalnie plażowej scenerii, gdzie dyskusyjna jest tylko obecność parawanów) i szukamy dziwnych miejsc na ich odłożenie. Discopolowym hitem okazuje się garażowanie okularów na własnej głowie. Z mojego punktu widzenia (jako okularowego obsesjonisty) nie jest to fortunne miejsce (źle dla Was, źle dla okularów). Inne ciekawe miejsca jak dekolt, przednia kieszeń w koszuli czy marynarce zwykle wyglądają lepiej…lecz cały czas to miejsca rezerwowe i eklektyczne. Tak więc futerał – No 1.