Domowe sposoby na porysowane okulary?

To, że wujek Google wie już wszystko nikomu nie trzeba udowadniać. I, że są tacy (a pewnie nawet tysiące takich), którzy mianowali owego krewnego doktorem, którego nieposkromione pokłady internetowej wiedzy są w stanie wyleczyć ze wszystkiego. Od hemoroidów po raka. Z łysienia po „miękki konar”. Szkoda, że z głupoty niekoniecznie.


Ja jednak postanowiłem obalić mit fake’owych informacji czyniąc to – i tu Was zaskoczę – w obszarze optyki okularowej. Ziarno w służbie google’owej prawdy miało wykiełkować w mojej głowie dzięki przeprowadzeniu (i potwierdzeniu) przeze mnie słuszności tezy, że „szkła” okularowe przy pomocy domowych sposobów da się wypolerować (czytaj pozbawić zarysowań) nadając im drugie życie. Niczym jak nowe szkiełko w ręcznym zegarku.

Soda oczyszczona

Internetowe (w tym youtube’owe) poszlaki wskazały na trzy uniwersalne sposoby (i środki chemiczne) potrzebne do usunięcie tychże zarysowań. Bohaterem nr jeden miała być soda oczyszczona. To takie ustrojstwo, które mieszało się z wodą, wlewało się do plastikowego jajka niespodzianki i wkładało komuś do tornistra. Innego przeznaczenia nie znam.

Pasta do zębów

Drugim bohaterem była cudowna pasta do zębów. Kupiłem nawet tą z tej starej reklamy o Ani, wokół której wymyślano potem różne brzydkie kawały. I o reklamie, i o imienniczce. Jedno z nich przemyciła mi nawet daleka od brzydkich dowcipów moja osobista żona. Można zgadywać jak ma na imię. „Masz pozdrowienia od Ani”. Jakiej Ani? Sphincter Ani. Piękna jest ta łacina. Rozmarzyć się można. I tutaj Was zaskoczę bo odmienne zastosowanie pasty do zębów obok mycia siekaczy nawet znam. Jako siedmio – ośmiolatek (jak przystało na wiek) byłem zagorzałym kolekcjonerem monet. A najbardziej lubiłem je czyścić pastą do zębów….i szczotką do zębów mojego taty. Lśniły jak nowe (monety – nie zęby ojca).

Pasta polerska

Na trzeciego bohatera testu otchłań Internetu wytypowała całkiem profesjonalny środek – pastę polerską do polerowania tworzyw plastikowych. W sumie soczewka organiczna i obudowa reflektora w samochodzie to jeden ciort. I To, i to plastik. No prawie. Za trzy dychy wypolerować porysowane progresy warte dwa koła – to jest dopiero dobra inwestycja.

Do swoich testów, które z założenia miałyby zmienić przyszłość optyki okularowej użyłem dwa typy soczewek. Rzecz jasna porysowanych. Soczewki organicznej (nazywanej w uproszczeniu plastikową) i soczewki z poliwęglanu. Takim oto sposobem zaczęły się moje zmagania.

Testujemy!

Początkowo w ruch poszła soda oczyszczona z dodatkiem wody, którą z zegarmistrzowską precyzją godną pracownika detailingu polerującego fury za kilka baniek delikatnie wmasowywałem w porysowaną soczewkę przy pomocy mikrofibry. Efekt był, chciałoby się powiedzieć oczekiwany. Czyli gó…no z tego wyszło. „Szkła” jak były zlochane wcześniej, takie pozostały. I tym sposobem jakby to powiedział obcokrajowiec po pierwszej randce z tajlandzkim transwestytą. Czar prysł.

Nadeszła kolej na pastę do zębów. Jasiu do mamy: „mamo wiesz ile jest w tubce pasty do zębów? „Nie wiem synku” – odparła mama. „ Od telewizora do kanapy”. Ja użyłem jej nieco mniej. Złożoność ruchu identyczna jak poprzednio. Ale jaki efekt. Pasta w zetknięciu z soczewką z poliwęglanu i z soczewką organiczną była jak moje licealne korepetycje z chemii. Nie pozostawiła żadnego efektu. Soczewki nadal pozostały mocno porysowane jak twarz Quasimodo.

Na szczęście pozostała jeszcze jedna runda ze środkiem, który w odróżnieniu od poprzednich, z definicji nosił znamiona skuteczności. Pasta polerska to pasta polerska, a nie środek do czyszczenia uzębienia. Tak więc wziąłem się do dzieła mając z tyłu głowy przedsmak wiszącej niczym PM 2,5 w krakowskim powietrzu niespodzianki. Ruchami wprawionego, chińskiego masażysty centymetr po centymetrze pieściłem powierzchnię okularowych soczewek. Efekt okazał się piorunujący, bo soczewki okazały się piekielnie czyste. Sęk tylko w tym , że jak były porysowane takie nadal pozostały.

Warto czy nie warto?

Pewnie część jury optycznej obserwowała już mój video test z lekkim pokpiwaniem, bo przecież o takich pseudo-rewelacjach wiedzieli byśmy już dawno. Z jednej strony racja, tyle że blog Ghosteye żyje nie tylko po to, aby utwierdzać w przekonaniu o wiadomym, ale także, aby rozwiewać wątpliwości tym nie tak mocno zasymilowanym od kuchni z optyką okularową – czyli Wam moi drodzy okularnicy. A jest do kogo pisać, bo jest Was cirka jakieś piętnaście milionów. Dziękuję niewielkiemu procentowi użytkowników, którzy są ze mną, czytają, a może nawet rozumieją mój prostacki humor.

Ku woli podsumowania. Jak porysujecie okularowe soczewki nie traćcie prądu na internetowy casting, który rozwiąże ten problem domowymi metodami. Rozwiązanie jest jedno. Proste i brutalne. Wymieńcie szkła na nowe.

4 Comments

  1. Proszę wybaczyć, ale się przyczepię. Obala Pan jedne mity, a tworzy inne. Pastą do zębów nie dość, że się nie wyczyści monety (bo efekt będzie chwilowy) to jeszcze ją się kompletnie zniszczy. Ot taka ciekawostka dla zagorzałego (też jestem za gorzałą) zbieracza .

    • Kurczę ma Pani rację – może ta nieścisłość powstała, bo czyściłem pastą wyłącznie monety z Monopoly. Tak do gorzały nawiązując. Pozdrawiam serdecznie.

    • Obawiam się, że mąż potrzebuje nowych „szkieł’. 🙂


Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.